Jakiś czas temu zainteresowałam się innymi kosmetykami Sleek niż te, które już posiadam lub posiadałam. Z palet cieni jest bardzo zadowolona. Kredka (mam czarną) mnie rozczarowała - bo niestety mnie uczula. Rozświetlacze to był sam brokat i gdyby nie to, że dostałam je jako gratis do zamówienia to bardzo żałowałabym wywalonych w błoto pieniędzy.
Teraz skusiłam się na pomadki w tubkach vel pout painty.
Po pierwsze zainteresował mnie sam wynalazek - nie maluję ust, używam pomadek tylko na klientkach, więc staram się mieć dobre, hipoalergiczne produkty w pełnej gamie kolorów, ale raczej nie gonię za nowinkami jeśli nie są to nowinki pt. super-długo-wytrzymujący-nie-ścierający-się-i-świetnie-napigmentowany-produkt. No i właśnie sleekowe pout painty miały takie zachęcające do kupienia recenzje.
Skusiłam się na dwa kolory (standardowo - w sklepie Ladymakeup):
157 - Pin Up - piękną, soczystą czerwień, moim zdaniem bardziej idącą w stronę maliny niż pomidora, ale na zdjęciach wychodzi mi różnie - w zależności od oświetlenia.
162 - Milkshake - kolor wygląda trochę właśnie jak szejk z malinami albo z truskawkami i mlekiem. Jest słabiej napigmentowany niż czerwień, ale też piękny, myślę, że sprawdzi się na delikatnych blondynkach.
Produkt można wklepać palcem (i dobrze mieć pod ręką łazienkę i mydło, bo chusteczką taka czerwień na przykład nie da się zetrzeć :)) i wtedy mamy delikatną i naturalną zmianę koloru ust, a można też nałożyć go pędzelkiem i wtedy mamy efekt prawie sesyjny. Mam wręcz wrażenie, że czerwony pout paint wygląda na ustach trochę tak, jakbym sobie dorysowała kolor w paincie. I podoba mi się ten efekt.
Na początek - moje usta bez niczego na nich - tak dla porównania z następnymi zdjęciami:
Różowy - mam wrażenie, że kolor 162 Milkshake jest ciut cieplejszy na żywo niż na tym zdjęciu
A teraz najfajniejsze co można robić z tymi pomadkami - można je mieszać. Górną wargę zostawiłam taką jak na zdjęciu wyżej, a do dolnej dodałam czerwieni z 157 Pin Up.
A tu widać jak zabawnie maluje się usta czerwonym sleekiem - troszkę jak nakładanie farby :)
Efekt końcowy 157 Pin Up
I nawet się trochę uśmiechnęłam :)
Co do trwałości - te konkretne pomadki się zjada i to niestety w tym przypadku - nierównomiernie. Co oznacza, że na sesję czy dla samej siebie mogą być one dobrym pomysłem, ale już na ślub - nie bardzo. Wtedy lepiej wybrać coś, co schodzi bardziej naturalnie i nie stworzy nam efektu "mam konturówkę ale zapomniałam o pomadce". Ewentualnie można pout paint potraktować jako bazę pod pomadkę i nałożyć na nią inny produkt. Ale jeszcze nie testowałam różnych sposobów przedłużania jej trwałości i nie sprawdzałam jak "się zjada" z utrwalaczem.
Na pewno kupię kolejne kolory z tych serii, już sam fakt, że te pomadki można tak łatwo mieszać sprawia, że chcę je mieć chociażby do sesji.
I może sama się przekonam do malowania ust :)
najbardziej podoba mi się połączenie obu! :)
OdpowiedzUsuńOdcień Pin Up przypadł mi do gustu:) Uwielbiam takie czyste czerwienie:) Uważam, że wspaniale ożywiają twarz:) Jednak nie potrafię przekonać się do formuły farbek. Ich aplikacja wymaga sporej wprawy, której ja nie posiadam;)
OdpowiedzUsuńO matko jakie piękne kolory :)
OdpowiedzUsuń